maj 05 2010

odcinek 1


Komentarze: 0

  Droga na lotnisko wcale nie była miła i przyjemna. Każdy siedział zajmując się sobą, jeden na drugiego nie mógł patrzeć, a wakacje znów mieliśmy spędzić wspólnie. Nie mogłem się na niczym skupić i wszystko mnie denerwowało, czas dłużył się do tego stopnia, że kiedy dotarliśmy na miejsce, spojrzałem tylko zrezygnowany na siedzenie w samolocie. Już miałem usiąść, gdy na miejsce pod oknem w ostatniej chwili wpakował mi się brat ze słuchawkami w uszach. Znów naszedł nas taki czas, kiedy wciąż się tylko sprzeczaliśmy, więc nim ochłonąłem, żeby znów nie zacząć się na niego wściekać, trochę minęło. Reszta załogi siedziała po drugiej stronie, więc kontaktowanie się z nimi było wyjątkowo utrudnione, a z nim jakoś rozmawiać nie miałem zamiaru. Przewróciłem jedynie oczami, gdy niedługo po starcie ten idiota wyciągnął ze swojej torby gazetę pornograficzną.

         Trzeba przyznać, że coraz bardziej mnie tym denerwował. Był cholernym pozerem, a grana przez niego postać za bardzo mu się spodobała. Kłamstwem były te niezliczone panienki, wypady do klubu kilka razy w tygodniu, zapraszanie fanek do pokoju hotelowego, uprawianie seksu w ubikacji i samochodzie. Ten niewyżyty erotoman w kółko tylko o tym gadał. Nigdy go nie pilnowałem, ale wiem przecież, że przez długi czas miał dziewczynę w Magdeburgu, którą ukrywał przed mediami, a nawet pozostałą częścią zespołu. I jeśli mowa tu o stosunkach, to właśnie z nią. Nie dziwię się, że wreszcie to skończyła, poza tym ja nigdy jej nie polubiłem, a on od tamtego czasu uważa się za wielce doświadczonego. Bo co? Na oglądał się filmów pornograficznych i zgrywa wielce dorosłego.

         -Georg? – zawołałem do siedzącego po drugiej stronie basisty – Zamienisz się miejscami? Błagam cię – w odpowiedzi uśmiechnął się tylko do mnie ironicznie.

         -Posprzeczałem się z nim w drodze do samolotu, nie liczyłbym na to – odezwał się do mnie bliźniak, spojrzałem na niego niechętnie.

         -Zrobiłeś to naumyślnie, nie? – bardziej stwierdziłem, niż zapytałem, na co on podniósł na mnie wzrok, patrząc jak na czubka.

         -Śliczny, przemilczę to stwierdzenie.

         Walnąłem go z łokcia. Nienawidziłem, gdy zaczynał sobie ze mną pogrywać tymi tekstami. Coś takiego zwykle kończyło się awanturą lub bójką, dlatego i on zwykle tego unikał. W ostatnie dni jednak znów mi nie żałował.

         -Powiedz tak do mnie jeszcze raz, to zjesz tę gazetę – warknąłem, wzruszył tylko ramionami.

***

         Myślałem, że zaraz wyciągnę komórkę i zacznę wyzywać menagera za to, że w domu znów mieliśmy dwuosobowe pokoje. Pogaduszki z Billem ostatnio mnie wyjątkowo irytowały, szczególnie, że każde moje słowo traktował jako zaczepkę i wychodziły z tego nieporozumienia. Nigdy nie lubiłem się z nim kłócić, ale nic na to nie mogę poradzić, że wciąż miał do mnie jakieś pretensje. Tym razem postanowiłem sobie, że od dziś będę starał się to wszystko olewać, żeby mieć udane wakacje w ciepłym kraju, podczas, gdy w Europie panuje zima.

         Zdążyliśmy się już zapoznać z nową okolicą i wszystkimi kątami w naszym domku. Jako, że wieczorem nie mieliśmy, co robić, rozsiedliśmy się w saloniku przed telewizorem i oglądaliśmy film, popijając zimne napoje. Tylko jeden Czarnuch nie mógł usiedzieć w miejscu i kręcił się po pomieszczeniu, najczęściej przebiegając mi przed nosem. Starałem się nie reagować. Za którymś razem dotarły do nas ciche przekleństwa z holu, spojrzeliśmy wszyscy w tamtym kierunku, ale jego nie było widać.

         -Bill? – zawołałem do niego, pojawił się od razu w drzwiach – Co ty robisz?

         -Nie twój interes – burknął.

         -Jasne – mruknąłem, odwracając się z powrotem do ekranu.

         Nie minęła chwila, jak coś porządnie huknęło w kuchni. Chłopacy znów spojrzeli się w tamtym kierunku, ale ja stwierdziłem, że skoro mu tak przeszkadzam, to nie będę się wtrącał. Zaraz potem śmignął mi przed nosem do naszego pokoju, potem z powrotem z apteczką do kuchni, do pokoju, do kuchni i wreszcie zatrzymał mi się na linii oczy – telewizor, usiłując coś zakleić na łapie, aż się we mnie zagotowało.

         -Do cholery jasnej, przeźroczysty nie jesteś! – wrzasnąłem do niego, ten prawie podskoczył tak się przestraszył, a Gustav obok zaczął się śmiać pod nosem.

         -Odwal się, dobra?

         -Z chęcią, jeśli mi odsłonisz.

         -A może nie mam ochoty?

         -Żebym cię nie wyniósł…

         -No, dalej, pokrako!

         -Zamknijcie się, co? – odezwał się Georg, patrząc na nas spod byka – Oglądamy. Znów zaczynacie odwalać jakieś bezsensowne akcje.

         -Ten film i tak jest denny – wtrącił się Gustav, przełączając kilkukrotnie program i na koniec wyłączając TV pudło – Poszedłbym gdzieś…

         -Tak. Idźcie do tego klubu – prychnął Bill – Tom z pewnością już nie wytrzymuje z pragnienia, chyba jest na głodzie – spojrzałem na niego morderczym wzrokiem, ledwo trzymając nerwy na wodzy.

         -A może rzeczywiście pójdziemy? – podłapał Georg – Właściwie nigdy tam nie byliśmy. Wypilibyśmy sobie po piwku i wrócili.

         -Ja nigdzie nie idę – oznajmił mój bliźniak i poszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

         -Trudno – prychnąłem – Ale co powiemy Sakiemu?

         -No… chyba prawdę, nie? – odparł Gucio – Przecież nie musimy siedzieć tutaj.

***

         Zły usiadłem na swoim łóżku i zacząłem poprawiać opatrunek. Nie dość, że o mało sobie nie roztrzaskałem ręki, to jeszcze mieli do mnie o to pretensje. Wprawdzie przeszło mi przez myśl, że może przesadziłem, ale to tylko przez chwilę. Jeśli to wolne ma wyglądać tak, jak poprzednie, że połowę spędziliśmy na kłótni i uciążliwym milczeniu lub jeszcze gorzej, to ja wolę wracać do studia. Obrzuciłem brata nieprzyjemnym spojrzeniem, gdy wszedł do pokoju, ale zdawało się, że tego nie zauważył. Podszedł do swojej torby i zaczął w niej przebierać.

         -Może jednak pójdziesz z nami? – zapytał, stojąc przede mną z bluzką w ręce.

         -Naprawdę chcecie tam iść? – mruknąłem niechętnie.

         -Czemu nie? Może się dobrze zabawimy…

         -Jasne – prychnąłem – Mógłbyś przestać wreszcie zgrywać Casanovę, którym nie jesteś.

         -Taka moja rola - wzruszył ramionami, zakładając na siebie ciuch.

         -Właśnie. Rola, a nie życie.

         -Przestań się czepiać. Nie chcesz iść, to nie. Nie będę prosił.

         -Jasne, bo Tom Kaulitz nie zna takiego słowa.

         -Rany, Bill, weź i…

         -Szczerze wolałem cię, jako tamtego Toma, nim zacząłeś się zbytnio wczuwać – rzuciłem, przerywając mu.

         -Dałbyś już spokój. Spójrz na siebie, to pogadamy.

         -Zmieniłem się zewnątrz, a ty wewnątrz i co? Fajnie ci z tym?

         -Cholera, Bill! Czy ty musisz wciąż na mnie najeżdżać?! – wybuchnął wreszcie – A nie pomyślałeś może, że zachowuję się tak, żeby na przykład zrobić ci na złość? Dlatego, że tobie się to nie podoba?

         -Nie wmówisz mi, że to moja wina.

         -Oczywiście – prychnął – Powiem ci więcej. Jeśli nie przestaniesz, będę ci robił do tego stopnia na złość, że pożałujesz.

         -Chcesz się zeszmacić? – spojrzałem na niego z pozornym spokojem i ironią w oczach.

         -Dla ciebie wszystko, braciszku - odgryzł się i wyszedł.

         „Może ja rzeczywiście przeginam?” – pomyślałem, obserwując zatrzaskujące się drzwi. Brakowało mi czasów, gdy byliśmy ze sobą naprawdę mocno zżyci, kiedy to żadna siła nie była w stanie nas rozdzielić. Nawet nasza matka, gdy kazała nam się rozejść do pokoi, spać. Skończyło się wspólnym pokojem. Uśmiechnąłem się do siebie na to wspomnienie. Wciąż chciało mi się śmiać, gdy przypominało mi się, gdy uczyłem się jeździć na rowerze i kiedy z niego spadłem, udawałem nieprzytomnego, a Tom wtedy się rozpłakał i powiedział „Ne umieraj, Bill! Ja Cię kocham!”. Już wtedy zacząłem się z niego brechtać i długo mu to wypominałem, a on za każdym razem czerwienił się ze złości i odchodził naburmuszony. To było takie dziecinne… w końcu mieliśmy po kilka lat. Na dzień dzisiejszy wszystko mnie w nim denerwowało. Nawet to, że mnie pilnuje, żebym się nie przeziębił, że wciąż o coś wypytuje, że stara się udawać, że wszystko jest normalnie. Nawet, gdy stara się być miły, wydaje się to takie sztuczne.

         -A niech mu się uda wyrwać jakąś panienkę, a nuż będę miał od niego na jakiś czas spokój – powiedziałem sam do siebie, gdy po wyjściu z pokoju, okazało się, że zostałem sam w domku.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz